Poprzedni temat «» Następny temat
Depresja - ciekawe spojrzenie
Autor Wiadomość
Samba 


Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 14 Lip 2009
Posty: 759
Skąd: Polska
Wysłany: 2010-08-11, 11:28   Depresja - ciekawe spojrzenie

Czym jest depresja, wie pewnie każdy. Ale co kryje się za tym słowem tak naprawdę, nie wszyscy rozumieją. Wywiad z psychologiem, psychoterapeutą, autorem, Jarosławem Stukanem o jego nowej książce: „Toksyczna psychologia i psychiatria. Depresja a samobójstwo”.

Złamane serce, śmierć bliskiej osoby czy też utrata pracy mogą spowodować, że w naszym życiu pojawi się smutek, żal, rozpacz, cierpienie… Czyli uczucia, które od samego początku naturalnie towarzyszą człowiekowi na jego drodze życia.

Wiosną tego roku pojawiła się na polskim rynku wydawniczym książka autorstwa Jarosława Stukana, psychologa, psychoterapeuty, pt.: „Toksyczna psychologia i psychiatria. depresja a samobójstwo”. W tej, w miarę przystępnie dla przeciętnego czytelnika, pracy autor udowadnia, iż depresja nie istnieje w ogólnie przyjętym kontekście, a jest jedynie ekonomicznym oszustwem, natomiast tzw. antydepresanty trzeciej generacji nie mogą być określane terminem „leków na depresję”.

Według Stukana, to właśnie procedury rzekomego leczenia rzekomymi antydepresantami pośrednio i/lub bezpośrednio odpowiedzialne są za wzrost samobójstw na świecie. Według autora należy więc zakładać, że „obserwowany i przewidywany wzrost zaburzeń depresyjnych oraz wzrost liczby samobójstw, to problemy wytworzone przez przemysł farmaceutyczny i jest on całkowicie odpowiedzialny za śmierć dziesiątek tysięcy ludzi na przestrzeni ostatnich lat.”

Jasne i ostre słowa, przez co książka porusza czytelnika do myślenia i spojrzenia na temat tzw. depresji nie przez pryzmat choroby biologicznej, jak cały czas sugeruje swoimi hipotezami (przypuszczeniami) psychiatria, a pod kątem błyskawicznie wokół niej kwitnącego biznesu farmakologicznego. Stukan w prosty sposób udowadnia, że wprowadzenie do obowiązującej klasyfikacji chorób (ICD-10) takich diagnoz, jak „depresja lekka” i „depresja umiarkowana” zupełnie pozbawiły nas, ludzi, „prawa do cierpienia” i każde tego rodzaju naturalne „zachwianie” (spowodowane np. śmiercią bliskiego, rozstaniem z ukochaną osobą, czy utratą pracy i związanym z tym lękiem o przyszłość) definiowane jest jako „choroba” i natychmiast „leczone chemią” Cóż za paradoks?! Nie dość, że doznajemy załamania spowodowanego życiowym zbiegiem okoliczności, to w gabinecie u „Pana Doktora” dowiadujemy się, że jesteśmy… „chorzy psychicznie”…

Pomimo, iż w paru poglądach mam odmienne zdanie od autora (szczególnie jeśli chodzi o spojrzenie na samą psychiatrię i jej „profesjonalność”, książkę tę uważam za pozycję godną polecenia szczególnie dla tych, którzy borykają się ze smutkiem i jeszcze nie trafili do gabinetu psychiatrycznego. Dlatego pokusiłem się o krótką rozmowę z Jarosławem Stukanem.

- Jarku, powiedz, jak doszło do tego, że w końcu ktoś odważny „wyłamał się” z kręgu specjalistów, z bądź co bądź skostniałych struktur, panujących wciąż w polskiej psychiatrii i psychologii?

- Początkowo byłem tak samo otumaniony wiedzą wyniesioną ze studiów i wielu szkoleń po studiach, jak każdy polski psychiatra, czy psycholog. Oczywiście mówię o rozumieniu zdrowia kontra choroby, bo psychiatra względem psychologa ma skrajnie odmienną wiedzę o życiu emocjonalnym człowieka – żeby nie powiedzieć, że jej nie ma (mówię o wykształceniu, a nie np. jego osobistym uzupełnianiu).

Jakieś 5 lat pracowałem z dziećmi, lecz nie w strukturach służby zdrowia, aż w końcu do niej trafiłem. Z dzisiejszej perspektywy, cztery lata pracy w kilku poradniach zdrowia psychicznego wystarczyły, by krytycznie spojrzeć na system leczenia „chorób” psychicznych i wszelkie, związane z tym problemy. Przyjmowałem dziesiątki pacjentów z różnymi dolegliwościami i stawiałem im diagnozy, często kierując do psychiatry. Wypełniałem procedury, jak należy. Aż w końcu ta rutyna przerodziła się w uważną obserwację. Być może wpłynęły na to moje osobiste doświadczenia, bo wówczas moje życie było bardzo trudne, pełne cierpienia. Kiedy więc do poradni zgłaszali się pacjenci, coraz częściej spoglądałem na nich jak na ludzi, którzy borykają się ze zwykłymi trudnościami życia codziennego lub ze swoją „niedoskonałością”, zwaną klinicznie „zaburzeniem osobowości”, ale któż jest doskonały?

To, co mówię, może wydać się dziwne każdemu psychologowi, który nie pracował w służbie zdrowia – bo każdy prawie, jeśli nie pracował klinicznie, widzi zawsze w pacjencie osobę, która potrzebuje pomocy, a nie chorego. Ano właśnie, „oni” jednak pewnych rzeczy nie muszą… Cóż ja takiego musiałem zrobić przyjmując matkę z dzieckiem, które wierci się w ławce i zdaniem nauczyciela ma rzekomo ADHD; co takiego musiałem zrobić, gdy mąż odszedł, gdy nic w życiu nie wychodzi, gdy się straciło pracę, gdy jest się smutnym bez powodu etc.? Pomijając wszelkie inne czynności (udzielenie pomocy psychologicznej – w tym psychoterapii), musiałem otworzyć klasyfikację zaburzeń i chorób psychicznych i postawić diagnozę. Za każdym razem, bo tak się robi. Inaczej nie może być. Tą nieszczęsną diagnozą była niestety zbyt często „depresja”. Niestety, bo to kwalifikowało tych ludzi, zupełnie zdrowych psychicznie, czyli bez żadnego uzasadnienia, do leczenia toksycznymi środkami zwanymi antydepresantami. Po co?, nie miałem pojęcia. I wtedy zacząłem, najzwyklej, myśleć – a to nie sprzyja rutynie. Kiedy na te fakty nałożyło się bardzo głębokie zainteresowanie samobójstwami (prowadziłem wiele lat pacjentów suicydalnych (zagrożonych samobójstwem – przyp.: A.S.) – szczególnie wielu z diagnozą „borderline”), nie miałem już żadnych wątpliwości, że ktoś mi zrobił pranie mózgu. Bodajże w najsubtelniejszej materii psychologii i psychiatrii, w depresji, znalazłem takie „dziury”, że nie dało się ich racjonalnie załatać. To wszystko doprowadziło do napisania książki.

Nie uważam więc, żebym z czegoś się „wyłamał”. Raczej powróciłem na „właściwą ścieżkę” – „prawdziwego” psychologa.

Jeśli można by powiedzieć, że jednak z czegokolwiek się „wyłamałem”, to wyłącznie z psychologii klinicznej, nie mówiąc już o takiej perwersji, jak neuropsychologia, którą również się zajmowałem. Te dziedziny wiedzy są dla mnie do dzisiaj bardzo ważne. Ale ich stan, kreowany przez leniwych i bezrefleksyjnych naukowców, pozostawia moim zdaniem wiele do życzenia, a też w zbyt dużym stopniu są one (i „oni”) zależne od patologicznej psychiatrii akademickiej. Patologicznej, bo nazywa naturalne stany umysłu człowieka „chorobą” i zaleca ich chemiczne „leczenie”.

- Z własnego doświadczenia wiem, iż wśród młodej kadry zdarzają się już dziś tacy, którzy negują obecny stan panujący w psychiatrii i psychologii. Wiem również, iż presja ze strony obecnego systemu, na jaką się przez to wystawiają, jest ogromna. Jak na Twoją książkę zareagowali koledzy po fachu?

- Psychiatrzy zareagowali: na konsylium.24.pl. czytałem np. o pomyśle wycofania książki ze sprzedaży, o tym, by mnie zwolnić z pracy itd. W służbie zdrowia z pewnością już pracy nie znajdę.

Psycholodzy nie zareagowali. Dwoje psychologów, których znam, początkowo „obraziło się” na mnie po przeczytaniu książki. Szczególnie dotknął ich fakt – źle zrozumieli – że jakoby atakuję psychologię. Nic bardziej mylnego. Książka w skrajny sposób podnosi status zawodowy każdego psychologa. Proszę sobie wyobrazić, że podobną pracę, jaką napisałem o depresji, można napisać o prawie każdym stanie emocjonalnym sklasyfikowanym w ICD-10, który tam nazwany jest zaburzeniem lub chorobą. Idzie za tym prosty fakt – psychiatra ze swoją apteczką w ogóle nie jest tu potrzebny, a bywa szkodliwy.

Nie znajduję żadnego uzasadnienia dla umieszczania w klasyfikacji zaburzeń i chorób psychicznych takich stanów, jak: trudności w czytaniu i pisaniu u dzieci, lęki separacyjne, nadpobudliwość psychoruchowa, przejadanie się, tzw. „zaburzenia osobowości”, i wielu innych. Nie są to ani zaburzenia psychiczne, ani choroby psychiczne. Są to elementy naszej kultury, która nie tylko jest pełna pięknych wytworów. Ma również swoją ciemną stronę. Przekaz, który niektórzy „chorzy” w sobie noszą jest tym elementem kultury, dziedzictwem otrzymanym od rodziców, którzy wpływali na jego kształt. Przyczynia się on do ich cierpienia, czasem do cierpienia innych, lecz żaden z tych stanów nie jest wrodzony.

Uważam jednak, że powinna istnieć klasyfikacja tych wszystkich stanów, która byłaby alternatywą dla psychiatrycznej. A skoro prawie wszystkie umieszczone w niej stany mają charakter emocjonalnej dysharmonii, to psycholodzy powinni ją opracować, chociażby po to, by ludzie nie przychodzili do gabinetów specjalistów tylko po to, by spytać czy są zdrowi, czy chorzy – osobiście miałem wiele takich przypadków. Co więcej, wszystkie stany dysharmonii emocjonalnej (czy utrwalonej, czy przemijającej) „leczy się” metodami pomocy psychologicznej (jedną z nich jest psychoterapia). Psychologia w omawianym kontekście jest pod każdym względem całkowicie niezależna od psychiatrii.

- Na rynku polskim twoja demaskująca praktyki psychiatryczne (i psychologiczne) książka jest jedyna w swoim rodzaju, więc stanowi wyjątkową wartość. Do jakiego grona czytelników zamierzasz za jej pomocą dotrzeć i co zamierzasz im przekazać?

- Wiele osób wie o tych faktach lub intuicyjnie je rozumie, bo wcale nie są zdziwione tym, co piszę. Jeśli różnię się czymś od innych specjalistów, to wyłącznie odwagą mówienia o tym wprost. Przedstawię jednak krótko swój stosunek do tego, co napisałem.

W swoim przekonaniu, piszę o faktach i poruszam tematykę typową dla psychologa – jestem na swoim podwórku. Piszę bowiem o stanie naturalnym, jakim w moim przekonaniu jest ludzkie cierpienie. A że nie jest to choroba, powiedziałbym wręcz, że napisałem zwykłą książkę z zakresu swojej specjalności – należy jednak, przy tej okazji, zwrócić uwagę na to, jak absurdalnie brzmi przekonywanie o tym, że cierpienie ludzkie nie jest chorobą (wydaje się to takie oczywiste); tymczasem każdy psychiatra, wypowiadając się w mediach twierdzi, że jest to choroba – depresja – którą należy leczyć. Czy nie jest to absurdalne? I co więcej, czy ktokolwiek zastanawiał się nad tym, zanim dosadnie nie zwróciło mu się na to uwagi?

Wobec tego, nie czuję potrzeby przekonywania kogokolwiek o swojej racji, docierania do kogokolwiek. Uważam, że piszę o rzeczach oczywistych. Jeśli ktoś miałby tu kogoś przekonywać, to na pewno nie ja innych. Raczej psychiatria może przekonywać innych o tym, że cierpienie ludzkie to „choroba”, jak stale to robi. Być może wielu się z tym zgodzi. Ja jednak uznam, że psychiatria, przekładając to na jej reprezentantów, ma niepełny kontakt z rzeczywistością. Tyle na temat meritum książki.

Oczywiście, książka ma swoje „mroczne” tło. Żeby napisać o tym, że cierpienie to naturalny stan umysłu, musiałem zaprzeczyć tezie, jaką propaguje psychologia kliniczna i psychiatria, iż jest ono chorobą. Innej drogi nie było. Dodatkowo, w stosunku psychologii i psychiatrii do cierpienia – tzw. depresji – widzę wiele zagrożeń, o których może nie będę tu mówił. Jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie wprost, to chciałbym:

- by psychiatrze zadrżała ręka, zanim wypisze osobie cierpiącej leki i zamiast to zrobić, żeby poświęcił jej więcej czasu na rozmowę, taką ludzką,

- by psycholodzy na poważnie zajęli się problematyką normy i patologii względem rzekomych zaburzeń psychicznych. Właściwie jeśli uznać, że bez określenia normy nie można określić patologii, psychologia ma tu decydujące znaczenie. Nie mam wątpliwości, że do tej pory ta dziedzina wiedzy była zbyt bierna w tym względzie i dlatego jest współwinna obecnej sytuacji;

- w końcu chcę dotrzeć do pacjentów. Chciałbym, by cierpiący człowiek wiedział, że nie jest chory, co nie wyklucza profesjonalnej pomocy, którą niesiemy – w cierpieniu. Rewolucja w myśleniu już ma miejsce i już zachodzą bardzo poważne zmiany. Być może, w przyszłości, dojdzie też do tego, że o chorobach psychicznych mówić się przestanie, bo przecież chodzi tu o nic więcej, jak zwykłą uczciwość i zdrowy rozsądek.

Szansę dla książki widzę więc w przyszłości. Młode pokolenie, czytając ją dzisiaj, może z łatwością przyjąć jej treść. A później niejedna z tych osób pójdzie na studia medyczne, psychologiczne etc. Wielu z nich zostanie profesorami i może właśnie wtedy, jak nas już nie będzie, jeśli „wychowa się” na tej książce i jej podobnych, zacznie ją prezentować studentom. A to już będzie rewolucja w myśleniu.

- I ostatnie pytanie: jakie plany na przyszłość? Takich potrzebnych pozycji, jak Twoja książka powinno ukazywać się na polskim rynku księgarskim coraz więcej. Czy planujesz kolejne publikacje o podobnej tematyce i jeśli tak, to o czym będzie w nich mowa?

- Chciałbym, żeby podobne książki pojawiły się w Polsce. Nie znam jednak nikogo, kto by je w naszym kraju pisał – patrzył krytycznie na tzw. zaburzenia, czy chociażby system ich leczenia. Liczyć więc można tylko na to, że jakiś polski wydawca zdecyduje się w końcu na publikację prac chociażby Thomasa Szasza, czy Petera Breggina.

Odpowiadając na pytanie, książka o której rozmawiamy powstała tylko dlatego, że badając zjawisko samobójstwa, bardzo głęboko musiałem skupić się m.in. na stanie, który jest z nim powszechnie kojarzony – tj. na depresji. Początkowo więc nie miałem żadnej odmiennej wizji depresji od tej, którą prezentuje każdy psycholog i psychiatra. Jednak dzięki tym studiom i doświadczeniom w pracy, o czym już wspominałem, oraz zadawaniu sobie trudnych pytań doszedłem do wniosków, które częściowo opisuję w książce. A podstawowym i właściwie wyjściowym jej wątkiem, jest proste pytanie: „Czym różni się depresja od cierpienia?”

Podsumowując, o ile do niedawna uważałem samobójstwa za najważniejszy problem, którym powinienem się zajmować, to obecnie doszła do niego problematyka normy i patologii psychicznej. Zatem tak, będę jeszcze o tym pisał.

Nie nastąpi to od razu, bo wymaga dużego skupienia i poszerzania wiedzy. Myślę, że m.in. powstanie praca na temat psychologii cierpienia. Będzie to częściowo duchowa kontynuacja „Toksycznej psychologii i psychiatrii”, choć pozbawiona jakichkolwiek kontrowersyjnych wątków. Najkrócej mówiąc, będę w niej chciał rozwinąć tezę o tym, że cierpienie to naturalny stan umysłu, a nie choroba, i dokładniej to wyjaśnię.

Pomyślałem też o tym, by napisać kilka innych książek, podobnych do omawianej – każda miała być poświęcona określonemu „zaburzeniu psychicznemu” i wyjaśniać, że są to stany niepatologiczne. Z czasem jednak odstąpiłem od tego zamiaru. Jeśli powstanie książka podobna do „Toksycznej psychologii i psychiatrii”, to zdecydowanie będzie ona poświęcona wszystkim stanom umysłu, które psychiatria i psychologia kliniczna nazywają zaburzeniem lub chorobą, z czym zgodzić się nie można. Właściwie więc byłaby to nowa – psychologiczna – klasyfikacja, w której te same stany umysłu co w psychiatrycznej, bo przecież istnieją w rzeczywistości, opisywane by były w zupełnie nowy sposób, jako stany niechorobowe. Czy jednak napiszę tę książkę nie wiem. Mam już nieco doświadczenia pisarskiego i potrafię oszacować, że zajęłoby mi to co najmniej 4 lata, a przecież w takim okresie czasu może się wiele zdarzyć.

Niczego więc nie deklaruję, ale też podkreślam – uważam tę problematykę za niezwykle istotną nie tylko dla psychiatrów i psychologów, ale też dla całego społeczeństwa. Nasza kultura, w dużym stopniu kształtowana jest zwrotnie przez to, co uważamy za normalne, a co za nienormalne. Książka ma właśnie takie tło. Ukazuje między innymi, w jak dużym stopniu pozwalamy sobą manipulować i manipulujemy innymi. Paradoksalnie, dzieje się to bez złej woli, a właściwie nawet, umyka naszej świadomości. I tak chyba można podsumować moją książkę – żyjemy w świecie fikcji i sami jesteśmy temu winni.

- Dziękuję za rozmowę.

Wywiad autoryzowany przeprowadził: Andrzej Skulski
Źródło: iThink
http://wolnemedia.net/?p=23315
 
 
Kwiatek 


Pomógł: 1 raz
Dołączyć: 14 Lip 2009
Posty: 1664
Skąd: Kraina Uśmiechu
Wysłany: 2010-08-11, 13:10   

W części obejmującej smutek i inne, naturalne stany psychiczne człowieka, które psychiatria i psychologia klasyfikują jako jednostki chorobowe to się zgodzę. I jest to dla mnie odkrywcze, faktycznie żyjemy w świecie fikcji którą sami sobie ulepiliśmy.

Jeżeli ktoś kce kupić t już jest: http://www.gandalf.com.pl...-i-psychiatria/ ale to tylko z jednego sklepu internetowego oczywiście, są inne. Ja pewni skorzystam z tego i przeczytam bo mnie ciekawi.
_________________
 
 
carrey 

Pomógł: 1 raz
Dołączyć: 14 Lip 2009
Posty: 616
Skąd: z zielarni
Wysłany: 2010-08-11, 13:57   

Byc może w wielu przypadkach nadużywa się etykietki "depresja" i przypina się ją do osób, które mają np. zły dzień. Ale moim zdaniem depresja na prawdę istnieje, bo sam na nią cierpię obecnie.

Od paru tygodni w wyniku wielomiesięcznych bezskutecznych poszukiwań pracy znalazłem się w takim dołku, że straciłem chęc do życia. Nic mnie nie cieszy, wszystkie zainteresowania gdzieś się ulotniły. Dzień spędzam bezczynnie leżąc na wersalce i słuchając muzyki. Czasem tylko dosiąde kompa, oglądne film czy pójde do sklepu. Od niedawna z powodu myśli samobójczych biorę leki poprawiające nastrój. Miałem też próbe samobójczą.
Od dwóch dni chodzę na oddział dzienny nieopodal mojego miasta. Wierzę, że dzięki temu stanę na nogi i odzyskam chęc do życia.

Zamiast depresji można użyc termonu Kazimierza Dąbrowskiego - dezintegracja pozytywna, gdy życie nam się rozsypuje po to, aby złożyc się w całośc na wyższym poziomie. W końcu ewoluujemy...

P.S. Proszę Was o wsparcie w tych trudnych dla mnie chwilach.
Ściskam
car
_________________
ty sikasz bo musisz, ja sikam bo chcę
 
 
Samba 


Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 14 Lip 2009
Posty: 759
Skąd: Polska
Wysłany: 2010-08-11, 14:14   

carrey
oczywiście ze Cię wesprę. Mówisz i masz.
Depresja istnieje. Ja to też wiem, bo jej doświadczałam długo. Chodzi o to zeby nie przesadzac ani w jedna , ani w drugą stronę. Rozgraniczyc , co jest naprawdę depresją, a co nie jest. Ja myślę, ze jeżeli czlowiek ma kłopoty, trwają one jakiś czas, ale się pozbiera i pojdzie dalej to ok, ale jesli stan się utrzymuje za długo i popada w niemoc wtedy trzeba szukac pomocy.

Jeszcze Ci tego nie pisałam, ale za kazdym razem kiedy czytam:" ty sikasz bo musisz, ja sikam bo chcę" to mnie rozwala :-D

Sciskam Cię gorąco car. Krysia

A gdzie TY mieszkasz, bo ja mam urlop, wiec jak niedaleko to moglabym sie spotkac i pogadac gdybys chciał.

Tymczasem posyłam MOC ŚWIATŁA I MIŁOSCI i ANIOŁA.
 
 
Kwiatek 


Pomógł: 1 raz
Dołączyć: 14 Lip 2009
Posty: 1664
Skąd: Kraina Uśmiechu
Wysłany: 2010-08-11, 14:22   

Carrey, przygotuj się do zlotu, taka kupa serdecznych wariatów jak Przebudzeni da Ci od siebie wszystko, co potrzebne do wyskrobania się z dołka. Życie to nie tylko praca (w sensie - dawanie sobie rady w świecie) ale tutaj to akurat rozumiem Ciebie. Ja mam tak niestałe źródło kasy, że jak jest krucho (teraz jest poniżej zera) to robię się coraz bardziej bezwolny.

Jednak walczę ze światem napędzając się jakimkolwiek działaniem, aby coś robić i widzieć tego skutek. Chociażby ścinanie trawnika, porządki w domu, załatwianie starych, odłożonych spraw. Może to tylko takie gadanie, łatwo mówić, jednak u mnie działa. Do tego wyjdź na słońce, jakiś ruch, pływanie jest super na nawet minimalną poprawę nastroju a to już może być coś :-)


Dobrze jest, głowa do góry, masz nas, ode mnie duuuużo kwiecistej energii zapyliście przywracającej humor! Fhuuuuu... poleciała!!
_________________
 
 
Samba 


Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 14 Lip 2009
Posty: 759
Skąd: Polska
Wysłany: 2010-08-11, 14:27   

Kwiatku

to ja Tobie też ANIOŁA posyłam.

Trzymajcie sie chłopaki.
 
 
carrey 

Pomógł: 1 raz
Dołączyć: 14 Lip 2009
Posty: 616
Skąd: z zielarni
Wysłany: 2010-08-11, 14:27   

Dziękuję Wam kochani :)

Krysiu, ja jestem z Rzeszowa.
_________________
ty sikasz bo musisz, ja sikam bo chcę
 
 
Samba 


Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 14 Lip 2009
Posty: 759
Skąd: Polska
Wysłany: 2010-08-11, 14:30   

To troche daleko, bo ja mieszkam w Gorzowie.
Na szczęscie dla energii odległośc nie stanowi przeszkody, więc poślę Ci tyle ile bedzie trzeba żebyś sie pozbierał.

A tu jeszcze cos dla Was. Obejrzyjcie ten filmik.
http://davidicke.pl/forum...apki-t3400.html
 
 
Kwiatek 


Pomógł: 1 raz
Dołączyć: 14 Lip 2009
Posty: 1664
Skąd: Kraina Uśmiechu
Wysłany: 2010-08-11, 15:29   

Samba,

druh ANIOŁ sie przyda! :-)
Wyderki rozbrajające... :-D
_________________
 
 
Trina 


Dołączyła: 14 Lip 2009
Posty: 1029
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 2010-08-11, 16:41   

Samba napisać/a:
Obejrzyjcie ten filmik

Pełen relaks w towarzystwie ukochanej osoby ;-) :-P Kochane zwierzaczki :)
 
 
 
agewa79 


Dołączyła: 14 Lip 2009
Posty: 360
Skąd: Stambuł
Wysłany: 2010-08-11, 17:03   

carrey napisać/a:
Byc może w wielu przypadkach nadużywa się etykietki "depresja" i przypina się ją do osób, które mają np. zły dzień. Ale moim zdaniem depresja na prawdę istnieje, bo sam na nią cierpię obecnie.

Od paru tygodni w wyniku wielomiesięcznych bezskutecznych poszukiwań pracy znalazłem się w takim dołku, że straciłem chęc do życia. Nic mnie nie cieszy, wszystkie zainteresowania gdzieś się ulotniły. Dzień spędzam bezczynnie leżąc na wersalce i słuchając muzyki. Czasem tylko dosiąde kompa, oglądne film czy pójde do sklepu. Od niedawna z powodu myśli samobójczych biorę leki poprawiające nastrój. Miałem też próbe samobójczą.
Od dwóch dni chodzę na oddział dzienny nieopodal mojego miasta. Wierzę, że dzięki temu stanę na nogi i odzyskam chęc do życia.

Zamiast depresji można użyc termonu Kazimierza Dąbrowskiego - dezintegracja pozytywna, gdy życie nam się rozsypuje po to, aby złożyc się w całośc na wyższym poziomie. W końcu ewoluujemy...

P.S. Proszę Was o wsparcie w tych trudnych dla mnie chwilach.
Ściskam
car


A może to?
http://przebudzenie.com.p...ghlight=elfpath
 
 
Kwiatek 


Pomógł: 1 raz
Dołączyć: 14 Lip 2009
Posty: 1664
Skąd: Kraina Uśmiechu
Wysłany: 2010-08-13, 13:28   

Tak Tobie radziłem, car, cobyś popływał i na słonku sie polansował nieco i... sam się do tego od kilku dni stosuję. Basen + opalanko + sauna jeszcze. Tyle, że wciąż blady jestem na ciele :roll:
_________________
 
 
Jaras 


Dołączyć: 14 Lip 2009
Posty: 905
Skąd: :)
Wysłany: 2010-08-13, 19:58   

Cytat:
Od paru tygodni w wyniku wielomiesięcznych bezskutecznych poszukiwań pracy znalazłem się w takim dołku, że straciłem chęc do życia


Carrey, ja Ci radzę PRZESTAŃ SZUKAĆ PRACY :mrgreen: Z moich doświadczeń też wynika że szukanie pracy to dołujące zajęcie, samo znalezienie pracy też jest często dołujące bo np. nagle się okazuje że musimy zapieprzać po 12 godzin i wysłuchiwać wrzutów jakiegoś przygłupiego szefa. Jak szukałem pracy czułem się źle, ciągle czułem presję otoczenia że powinienem pracować, płacić podatki, składki, bo jak nie to przepadnę, umrę z głodu, jak pracowałem też czułem się źle, żadna z prac mnie nie satysfakcjonowała i po krótszym lub dłuższym czasie szukałem sposobu jakby się jej pozbyć, dopiero jak przestałem pracy szukać to mi się samopoczucie poprawiło. Po jakimś czasie praca sama mnie znalazła, przyszedł człowiek gotów zafundować mi kurs spawania i zatrudnić mnie, ale odmówiłem bo spawanie to kompletnie nie moje klimaty. I nadal nie mam pracy, już tracę rachubę ile to lat, 8 albo 9, musiałbym sprawdzić w papierach .. i żyję, ŻYJĘ!!! Nie umarłem bez pracy :-P Wiele się pozmieniało, życie przybrało trochę inny kształt ale trwa nadal :-)

A jakieś źródło kasy zawsze się znajdzie ;-)
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=a7lvBcEt3i4
 
 
 
Trina 


Dołączyła: 14 Lip 2009
Posty: 1029
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 2010-08-13, 20:36   

Żeby to było takie proste... :roll: Cała rodzina naskakuje z pretensjami,że się siedzi w domu i pasożytuje :-|
 
 
 
Jaras 


Dołączyć: 14 Lip 2009
Posty: 905
Skąd: :)
Wysłany: 2010-08-14, 10:20   

Nie posiadanie pracy (w sensie bycia zatrudnionym) nie oznacza że trzeba siedzieć w domu i nic nie robić. Ma się wtedy całą dobę do własnego zagospodarowania i można ją sobie ciekawie poukładać, zając się swoimi pasjami (jeśli się takie ma) z pożytkiem dla siebie i innych, można robić multum rzeczy na które nigdy nie miało się czasu jak się pracowało. Można oczywiście też nic nie robić ale to nudne ;-)
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=a7lvBcEt3i4
 
 
 
Trina 


Dołączyła: 14 Lip 2009
Posty: 1029
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 2010-08-14, 15:08   

Jaras napisać/a:
można robić multum rzeczy na które nigdy nie miało się czasu jak się pracowało

No toż ja robię :P Sprzątam,porządkuję,odkurzam,tacham zakupy yyyyy i inne.A rodzina i tak wariuje :evil:
 
 
 
Tryt 


Pomógł: 1 raz
Dołączyć: 14 Lip 2009
Posty: 572
Skąd: Polska
Wysłany: 2010-08-14, 15:51   

Trina skąd ja to znam ale rzeczywiście ty robisz więcej ode mnie.
 
 
Trina 


Dołączyła: 14 Lip 2009
Posty: 1029
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 2010-08-14, 16:15   

To cieszę się,że mnie rozumiesz :-o
 
 
 
Bart 

Dołączyć: 13 Sie 2009
Posty: 9
Skąd: Gliwice
Wysłany: 2010-08-15, 09:45   

Na sekundę wracając do głównego tematu ;) .

Myślę że jest wiele racji w tym żeby nie popadać w skrajności - i w momencie kiedy człowiek radzi sobie z swoim smutkiem (mniej lub bardziej skutecznie ale sobie radzi) nie szpikować go chemią, a kiedy sobie nie radzi to zaczynać fachową pomoc wszędzie gdzie się da od psychoterapii.
Z drugiej strony są takie sytuacje gdzie osoba jest w tak głębokiej depresji że już zahacza o stan katatoniczny - zupełnie nie wstaje z łóżka - wtedy ja np nie mam lepszego pomysłu w jaki sposób pomóc takiemu pacjentowi inaczej niż lekami. Nie można też zapominać o dużej grupie pacjentów którzy przychodzą do psychiatry i zwyczajnie chcą dostać leki - bo to szybsze i łatwiejsze niż zajęcie się swoim życiem np przez psychoterapię - i maja do tego pełne prawo.

Natomiast słowa autora że przez antydepresanty III st. wzrasta liczba samobójstw są bardzo mocne, bardzo kontrowersyjne i dla mnie bezwartościowe bez twardych dowodów na to (jakiekolwiek badanie kliniczne i wyniki statystyczne - że jest wzrost samobójstw// lub prób, u grupy ludzi stosujących antydepresanty, w stosunku do grupy kontrolnej mającej podobne schorzenie a antydepresantów nie stosujących). O ile mi wiadomo to takich badań nie ma - jeśli są to będę zobowiązany bardzo za linka//namiary.

Jest to o tyle istotny temat ze te leki są stosunkowo skuteczne i mają stosunkowo mniej skutków ubocznych w porównaniu np z II generacja - takie opinie (że wręcz szkodzą chorym) są bardzo nieodpowiedzialne bez mocnych dowodów - bo dużo ludzi bierze te leki i jeśli już muszą coś brać, to lepiej żeby brali coś co możliwie jak najmniej rozwala organizm (i tak zresztą rozwala).

Także podsumowując - droga środka :)

PS Trzymaj się mocno Carrey :) , trzymam kciuki żebyś znalazł robotę, lub tak jak pisali poprzednicy jakoś poradził sobie z sytuacja - dużo światła - B.
_________________
"Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego"

— Marek Aureliusz
 
 
Samba 


Pomogła: 3 razy
Dołączyła: 14 Lip 2009
Posty: 759
Skąd: Polska
Wysłany: 2010-08-15, 10:06   

Bart

fajnie, że się wypowiedziałeś. Moze trzeba przeczytac całą ksiązkę zeby dokładniej poznac poglądy autora.

Spotykam ludzi, którym np. kilka osób bliskich w bardzo krótkim czasie odchodzi z tego świata i nie moga sobie poradzic. Sama wtedy im mówię zeby w tym pierwszym okresie poszli do lekarza i wzięli leki, bo jest ryzyko ze nie przetrzymają tak wielu traumatycznych przezyc. Pobiorą przez krótki czas, potem sie oswajają i dalej już bez leków sobie radzą. Temat rozległy oczywiście.

Duzo pozytywnych myśli i światła dla wszystkich.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie moesz zacza plikw na tym forum
Moesz ciga zaczniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme created by Forum Komputerowe